Nowelizacja ustawy Prawo o ruchu drogowym jest już po konsultacjach i niedługo wejdzie w życie. Wszystko za sprawą elektrycznych hulajnóg, które niejednemu rodzicowi spędzają sen z powiek. Liczba użytkowników tego typu urządzeń rośnie i niestety rośnie też liczba wypadków.
Nowy krajobraz miasta
Problemów związanych z hulajnogami doświadczają zwłaszcza mieszkańcy miast. Wypadków śmiertelnych z ich udziałem jest niewiele, natomiast często mają miejsca tzw. zdarzenia drogowe, jak upadnięcia, czy otarcia. Władze radzą sobie z problemem poprzez wprowadzanie zakazów poruszania się dla takich pojazdów w niektórych miejscach (przykład – warszawskie Łazienki). Niestety sytuacja nie ulega poprawie, bo wszelkie takie działania nie mają podparcia w prawie. W związku z tym codzienny krajobraz miejski to hulajnogi rozrzucone w losowych miejscach i pędzące chodnikami, bez uwagi na pieszych.
Winne prawo drogowe
Dotychczas użytkownicy hulajnóg elektrycznych byli traktowani jak posiadacze zwykłych hulajnóg (napędzanych siłą mięśni). A że ci drudzy wpisują się ustawową w definicję pieszego, to pierwsi też zostali wliczeni do tej grupy. Paradoksalna kwalifikacja wynika z tego, że gdy uchwalano tzw. Kodeks Drogowy, był rok 1997 i hulajnogi elektryczne były zdecydowaną rzadkością. Nagłe pojawienie się masy jednośladów zaskoczyło normodawców. Ówczesne prawo nie ustaliło też żadnych ograniczeń prędkości dla tego typu pojazdów. Użytkownicy hulajnóg są jedynie obligowani regulaminami sieci, od których je wypożyczają. Ale spójrzmy prawdzie w oczy – kto zapoznaje się z takimi regulaminami i przede wszystkim, jak wyciągnąć konsekwencje na ich podstawie?
Zmiany na lepsze?
A teraz najciekawsze, czyli zmiany, jakie wprowadza nowelizacja prawa. Przede wszystkim hulajnoga staje się pojazdem – urządzeniem transportu osobistego napędzanym elektrycznie. Można, a nawet trzeba, poruszać się nią po ścieżkach rowerowych. To spora zmiana, bo wcześniej za jazdę na drodze dla rowerów groziły mandaty. Ruch hulajnóg jest też dopuszczalny na drodze, pod warunkiem, że dopuszczalna prędkość nie przekracza na niej 30 km/h.
I zmiana, która wzbudza chyba najwięcej kontrowersji – dopuszczalna jest jazda chodnikiem, ale pod trzema warunkami. Pierwszy – chodnik biegnie wzdłuż drogi, po której ruch pojazdów jest dozwolony z prędkością większą niż 30 km/h. Drugi – szerokość chodnika wynosi co najmniej 2 metry. Trzeci – brakuje w danym miejscu wydzielonej drogi dla rowerów oraz pasa ruchu dla rowerów. Co ważne, wszystkie trzy warunki muszą wystąpić równocześnie.
Maksymalna dozwolona prędkość, którą mogą rozwijać hulajnogi to 25 km/h. Tych, którzy korzystają z urządzeń, obowiązuje ogólna zasada ostrożności i dostosowania prędkości do warunków na drodze. Jadąc chodnikiem, trzeba z kolei ustępować pieszym. Policja przestrzega, że będzie wymagająca względem kierujących hulajnogami. Pieszy na chodniku to pan i władca i nie może być zmuszony do uskakiwania przed pędzącym jednośladem. W nowelizacji znalazł się też przepis zabraniający pozostawiania sprzętu w miejscach utrudniających ruch, m.in. na przystankach, czy ścieżkach rowerowych. Ma to ukrócić beztroskę i totalny brak odpowiedzialności korzystających z hulajnóg. Mamy też zakaz przewożenia pasażerów. Hulajnogą może poruszać się tylko i wyłącznie jedna osoba – kierujący pojazdem. Do tego wprowadzono ograniczenie wiekowe w postaci zakazu jeżdżenia dla dzieci poniżej 10 roku życia.
Nadchodzi status quo
Krytycy zmian zauważają, że forma nowych przepisów jest bardzo ogólna. Bo co znaczy na przykład „utrudnianie ruchu”? To kwestia interpretacji, na którą nie ma miejsca w codziennych zdarzeniach drogowych. W uchwalonym projekcie istnieje też luka prawna – przepisy nie obejmują sytuacji, w której dozwolona prędkość na drodze przekracza 30 km/h, obok niej brak ścieżki rowerowej, a chodnik nie ma wymaganych 2 metrów szerokości. Zarząd Dróg Miejskich w Warszawie zarzuca ponadto, że uchwalony projekt zawiera błędy, które spowodują, że w obecnym kształcie przepisy będą martwe. Wciąż nie ma też obowiązku rejestrowania i ubezpieczania hulajnóg, co utrudnia wyciąganie konsekwencji zarówno od użytkowników, jak i właścicieli sieci.
Nie będzie bezpieczeństwa bez zmiany myślenia
Z drugiej strony zastanawiające jest, czy jakiekolwiek przepisy mogą zmienić zachowania widziane dziś na każdym kroku. Oczywiście są użytkownicy hulajnóg, którzy korzystają z nich tak, jak korzystać się powinno, osoby odznaczające się tzw. wysoką kulturą na drodze. Niestety są też przypadki skrajnie odmienne i to do nich skierowana jest większa część zmian. Miejmy nadzieję, że przepisy wzbudzą w nas choć krztę pomyślunku i wreszcie zrozumiemy, że bezpieczeństwo powinno wychodzić od ludzi, a nie od norm i zakazów.
Autor: Dobrochna Surma
Dodaj komentarz