500+ na każde dziecko – dwie strony medalu

Kampania Prawa i Sprawiedliwości nabiera tempa. Najmocniejszym argumentem partii na nadchodzące wybory jest obietnica pięciuset złotych na każde dziecko. Nowe 500+ miałoby wejść w życie już 1 lipca 2019 roku. Na razie wzbudza jednak wiele kontrowersji. Przed całkowitą krytyką, czy też ślepym poparciem programu, warto przyjrzeć się kilku za i przeciw.

Gratka dla Polaków

O pięciuset złotych na pierwsze dziecko była już mowa podczas konwencji Prawa i Sprawiedliwości w lutym. Ma to być niejako kontynuacja pierwszego Programu 500+, który został wprowadzony w kwietniu 2016 roku. Podczas lutowej konwencji Beata Szydło zaznaczyła, że najnowsza inicjatywa spełnia społeczne oczekiwania. Określiła zapomogi socjalne 500+ „kołem zamachowym polskiej gospodarki”. Opozycja nie podziela entuzjazmu partii rządzącej, ale pomysłu zasiłków na dzieci nie odrzuca.

Co znaczy 500+?

Trudno jednoznacznie ocenić słowa wicepremier, podobnie zresztą jak całą ideę Programów 500+. Wszystko zależy bowiem od tego, z której strony się na nie patrzy. Z perspektywy beneficjenta są one po prostu ulgą podatkową. Zasiłkiem, który odciąża finansowo. Jeśli przyjąć, że Państwo jest wynikiem pewnej umowy społecznej, to jego obowiązkiem jest wspierać obywateli. Nie można zaprzeczyć, że ta idea jest w naszym kraju realizowana. Zasiłek poprawił sytuację wielu rodzin, które ponoszą koszty wychowania i utrzymania dzieci.

Problem pojawia się przy wniknięciu w definicję słowa „pomoc”. Partia rządząca podstawia pod nie podwyższanie ogólnego poziomu życia Polaków. Krytycy tego typu zapomóg wskazują, że pomoc powinna dotyczyć tylko najbiedniejszych. Przy takiej perspektywie zasiłek 500+ mija się z celem, bo wspomaga też tych, którzy żyją w dostatku, a nawet zbytku. Polacy chcą pobierać pięćset złotych i trudno im się dziwić. Ale chcieć nie zawsze znaczy potrzebować. Do absurdu dochodzi, gdy Państwo nie wie komu pomagać i rozdaje pieniądze „na prawo i lewo”.

Więcej dyscypliny

To, czego zdecydowanie brakuje Programowi 500+, to uściślenia kryteriów. Ekonomiści zwracają uwagę na to, że przy obecnej retoryce rządu, kolejka do chcących brać będzie wciąż rosła.  Sugerują rozwiązania, które nagradzałyby pracę, a nie samo rodzicielstwo. W ten sposób Państwo uniknęłoby niesprawiedliwości, która dziś najbardziej dzieli społeczeństwo. Nie dochodziłoby do sytuacji, gdy dana rodzina utrzymuje się z zasiłków, finansowanych z pracy innych osób. Drugim, bardzo ważnym kryterium jest czynnik dochodowy, wspomniany wcześniej. Brak regulacji w tym względzie powoduje, że Program 500+ już jest bardzo drogi. Uzupełnienie o pierwsze dziecko jeszcze bardziej obciążyłoby budżet. Jeśli program się przyjmie, będzie trzeba przeznaczyć na niego kolejne kilkanaście miliardów złotych. Czy Polaków na to stać?

Szansa, bądź rykoszet gospodarczy

Podejście pokrewne partii rządzącej, realizuje wiele krajów na całym świecie. Rozwiązania pomocowe mają w sobie potencjał. Problem jest taki, że stanowią raczej krótkotrwałe pobudzenie gospodarki. Jak wiadomo, społeczeństwo, które jest pewne stanu swojego portfela, wydaje więcej, inwestuje, jednym słowem napędza gospodarkę. U nas pozytywne skutki są widoczne choćby w dynamicznym wzroście PKB w ostatnich latach.

Pobudzenie nie równa się jednak trwałej tendencji. Już dziś sytuacja ekonomiczna w Polsce wygląda tak, że wzmożony popyt nie finansuje programów typu 500+. Pojawia się ryzyko, że kombinacja wszystkich planowanych programów pomocowych poważnie nadwyręży rezerwy budżetowe. Nie mówiąc o możliwościach podatników. A nie wspominając o ich nerwach.

Autor: Dobrochna Surma

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.