Osoba z syndromem Piotrusia Pana na etapie dorastania nie nauczyła się wielu potrzebnych umiejętności niezbędnych w życiu dorosłym. Dlatego pomimo dojrzałego wieku, „Piotruś Pan” nadal w wielu aspektach zachowuje się jak dziecko. Osoby nim dotknięte mają problem z odpowiedzialnością, bywają infantylne i trudno im stworzyć długoterminowy, satysfakcjonujący związek z płcią przeciwną.
Syndrom Piotrusia Pana – geneza
Przyczyn kształtowania się kompleksu Piotrusia Pana należy upatrywać już we wczesnym dzieciństwie. Najczęściej za jego powstanie odpowiadają nadopiekuńczy rodzice, którzy wyręczają swoje dziecko nawet w najdrobniejszych czynnościach jak sprzątanie po sobie, samodzielne załatwianie spraw, zakupy czy współudział w prowadzeniu domu. W efekcie takie dziecko nie potrafi radzić sobie z problemami i stresem, dlatego unika konfrontacji z sytuacjami, które miałby się z nimi wiązać.
Z drugiej strony rodzice takiego dziecka spełniają jego wszelkie zachcianki, ucząc je, że wszystko w życiu przychodzi bezwysiłkowo i bezstresowo. Rodzice popełniając tak poważne błędy wychowawcze przyczyniają się do ukształtowania “Piotrusia Pana”. Nierzadko mężczyźni w wieku 30 lat i więcej nadal są “Piotrusiami Panami”, wciąż nieprzystosowanymi do dorosłego i odpowiedzialnego życia.
Zderzenie z dorosłością
Po osiągnięciu pełnoletności “Piotruś Pan”, pomimo dojrzałości fizycznej wciąż posiada wiele cech dziecka. Konfrontując się z wyzwaniami dorosłego życia zwyczajnie ucieka przed nimi, ponieważ ich nie rozumie. Wychowywany przez rodziców pod swoistym kloszem, nie potrafi podejmować długotrwałego wysiłku, aby osiągnąć konkretny rezultat. Szybko się zniechęca, ponieważ chce mieć natychmiastowe efekty i minimum stresu.
Nieumiejętność przyznawania się do błędów
Osoba z syndromem Piotrusia Pana nie umie przyznawać się do popełnionych błędów. Nie ma co się zresztą dziwić, ponieważ musiałby to oznaczać krytyczne spojrzenie na swoje zachowanie. Jako dziecko “Piotruś Pan” był wyręczany przez rodziców praktycznie w każdej czynności i sprawie. Nawet jeżeli popełnił jakiś błąd, rodzice chronili go przed odpowiedzialnością oraz nie pozwalali, aby odczuwał smutek lub dyskomfort emocjonalny. Zamiast korygowania jego zachowań, był on zawsze chwalony i nagradzany.
Z tego samego powodu “Piotruś Pan” źle znosi krytykę. Zazwyczaj zrzuca winę za swoje błędy na inne osoby, okoliczności lub przypadek.
Narcystyczna i egoistyczna osobowość
Osoby z syndromem Piotrusia Pana są bardzo silnie skupione na swojej osobie i potrzebach. Jako dziecko nigdy nie musieli się liczyć z kimkolwiek. Nie były im stawiane jakiekolwiek granice. Nie byli uczeni pomagania innym i dzielenia się. Wręcz przeciwnie, nauczyli się, że to im zawsze się pomaga i daje, a ich potrzeby są ważniejsze niż potrzeby innych ludzi. W dorosłym życiu często są to osoby silnie egoistyczne i narcystyczne.
Trudność w podejmowaniu decyzji
Ze względu na fakt, że wszelkie ważniejsze decyzje za “Piotrusia Pana” podejmowali rodzice, w dorosłym życiu nie potrafi on samodzielnie wybrać najlepszego rozwiązania w danej sytuacji. Wewnętrznie odczuwa lęk przed podjęciem decyzji, gdyż w dłuższej perspektywie oznaczałoby to konieczność porzucenia swojej infantylności i wykazania się konsekwencją.
Brak dojrzałości emocjonalnej
W kontakcie z innymi ludźmi “Piotruś Pan” jest niezaangażowany uczuciowo i powierzchowny. Ze względu na swobodny i spontaniczny sposób bycia, wiele osób początkowo może uznać go za ciekawą osobę o bogatym wnętrzu. Jeżeli jednak nawet tak jest, “Piotruś Pan” przy próbie nawiązania bliższej relacji staje się niedostępny emocjonalnie. W relacjach z ludźmi jest skupiony przede wszystkim na własnej osobie i nie poświęci swojego dobrego samopoczucia w imię np. zaangażowania się w cudze problemy.
Piotruś Pan w związkach
Bycie w związku z “Piotrusiem Panem” jest trudne. Po początkowej fazie zakochania zwykle okazuje się, że nie jest on specjalnie zainteresowany powierzchownymi sprawami, jak np. domowe obowiązki. Niekoniecznie też ma ochotę na bycie głową rodziny i podejmowanie jakichkolwiek decyzji. W rezultacie wszystkie te obowiązki spadają na jego partnerkę, która może szybko się przekonać, że w zasadzie zaczęła pełnić rolę matki “Piotrusia Pana”. Często tacy mężczyźni z psychiką wiecznego dziecka, unikają sformalizowania związku lub podjęcia decyzji o posiadaniu dzieci.
Terapia dla Piotrusia Pana
Wyjście z kompleksu “Piotrusia Pana” jest możliwe, ale jednocześnie trudne z uwagi na jego niechęć do wszelkiej krytyki. Dlatego “Piotruś Pan” musi sam chcieć się zmienić. Podczas tego procesu ważniejsze niż wytykanie mu błędów, jest nauka od podstaw załatwiania codziennych spraw i rozwiązywania nawet trywialnych z punku widzenia dorosłej osoby problemów. W pewnym sensie należy nauczyć go wszystkich tych rzeczy, których nie przyswoił on w toku wychowania od rodziców.
Autor: Piotr Białek
Mam takiego męża – koszmar
Przecież sama sobie go Pani Moniko wybrała.
Dupa nie chłop – to wina mojej teściowej – zagłaskała by na śmierć.
Bo mezczyzna wedlug kobiet ma robic i byc odpowiedzialny za wszystko, a kobieta ma tylko lezec i pachniec
a cały świat jest czarnobiały, nie ma nic pomiędzy
Z jednej strony artykuł bardzo dobrze opisuje to zjawisko, z drugiej jest troszkę tendencyjny skupiając się wyłącznie na męskiej części, zupełnie unikając tematu „Księżniczek” wychowanych dokładnie w taki sam sposób jak „Piotrusie”.
Pisał o sobie Piotruś. XD
No cóż, Piotrusiu. Zarozumiałe kobiety na pewno w to uwierzą i obrażając innych zbudujesz na tym swój autorytet. Skupienie na własnych potrzebach to według psychologi zaleta. Już starożytni wiedzieli, że trzeba umieć spojrzeć w głąb siebie i skupiali się np na medytacji.
Wiem, że wiele kobiet jakie spotykam często ocenia mnie np. jako takiego Piotrusia Pana, ale nikt jeszcze nie zapytał mnie co myślę, a każda moja uwaga poparta argumentami jest obalana argumentami addpersona, jak ten artykuł. Nie ma w nim merytoryki, żadnych dowodów na poparcie tej tezy, jest tylko postawione wymaganie jak powinien zachowywać się mężczyzna i jeśli tego nie robi to jest cały epitet obelg skierowany w jego kierunku.
Powiem na swoim przykładzie. Od dziecka żadna dziewczyna, która wydawała mi się atrakcyjna pomimo tego, że nie chodzę jak obdartus nie chciała się ze mną wiązać. Od kiedy skończyłem za to 19 lat w moim kierunku pojawiały się ogromne wymagania, najczęściej oparte o dobra materialne.
Słyszałem, że nie jestem odpowiedzialny bo nie mam mieszkania a ktoś inny je ma. Moich rodziców nie było stać na to, żeby mnie sponsorować od dziecka, a mnie jako 19 lata, aby utrzymać samemu gospodarstwo, ale pomimo tego z biegiem lat została mi przyszyta łatka osoby nieodpowiedzialnej.
W młodym wieku to i wiele czynników środowiskowych podłamało moją samoocenę, gdyż brak mi było w moich relacjach rodzinnych jak i takich reakcji płci pięknej oparcia, aby emocjonalnie udźwignąć tak wielki ciężar. Jestem osobą, która zanim obwini winnych zastanowi się najpierw nad sobą. Jest to potężna zaleta, ale może jak w moim przypadku wpędzić w pułapkę, kiedy człowiek jest od dziecka atakowany, a jego samoocena brutalnie niszczona. Na szczęście przyszedłem po rozum do głowy i przestałem się tym przejmować i dziś emocjonalnie jestem wolny od tego co siła chcą narzucić mi inni. Z racji mojej dojrzałości i chociaż jestem po 30 wiem, że kiedy jestem sam i nie mam żadnej koleżanki, nie mówiąc już o dziewczynie nie opłaca mi się wynajmować mieszkania i płacić komuś 2000zł bo obecnie nie zarabiam tyle, żebym mógł żyć na takim poziomie, żeby samemu je utrzymać i móc przy tym się rozwijać zawodowo (opłacać kursy i rozwijać na rynku pracy) ponieważ chciał bym mieć swoją firmę, oraz uprawiam też sport, co wiąże się z kolejnymi wydatkami. Mam więc do wyboru prosty wybór, albo płacę komuś 2000 zł i tracę perspektywy życia na takim poziomie, aby dbać o najcenniejsze rzeczy jak zdrowie i rozwój zawodowy, albo zaciskam pasa i pomagam ojcu, aby jednocześnie promować swoją firmę, kształcić się i móc jak najdłużej pozostać w pełni sił, bo to pozwoli mi w przyszłości zarabiać naprawdę dobre pieniądze.
Niestety wielu ludzi tego nie rozumie i samo na start pakuje się w wynajmy mieszkań/ kredyty a zamiast się rozwijać wolą pracować u kogoś i wymagać, żeby 10 pieniążki się zgadzały. Tacy ludzie właśnie uznają, że skoro ja nie chodzę do pracy u kogoś tylko szukam własnych zleceń to znaczy, że jestem nieodpowiedzialny, chociaż sami nie wiedzą jak to jest mieć własną firmę.
I tu pojawia się sedno problemu. Ja jestem na innym poziomie i moje wymagania i aspiracje są większe. Nie poświęcił bym swoich ambicji by być klepanym po ramieniu przez kogoś, kto sam nigdy nie odważył się spróbować mieć coś swojego, jak pisałem nie było tez kogoś kogo mógł bym obdarzyć uczuciem więc w zasadzie nie jest moim obowiązkiem być odpowiedzialny za obce kobiety, tylko dlatego bo są kobietami. W wieku 30 lat odsetek atrakcyjnych kobiet drastycznie spada więc i nie chciał bym mieć kobiety, która wydaje mi się nie atrakcyjna fizycznie, bo nie chce pakować się w związek w którym kusiło by mnie i oglądał bym się za innymi kobietami. Nie jestem jakiś stary uważam się za młodego gościa i na takiego wyglądam, jestem też stosunkowo zdrowy, nie piję, nie palę papierosów itd.
Myślę, że ten artykuł to po prostu woda na młyn dla Pań, które nie mają partnera i chcą za to winę zrzucić na mężczyzn jak ja, bo nie chcą się oni wiązać z nimi, i podobnie jak ja nie mają za sobą bagażu emocjonalnego, a wolą czekać, aż spotkają partnerkę która sprawi, że będą mieli powód, aby myśleć o niej a nie wyłącznie o sobie. Oczywiście jestem realistą i wiem, że miłość nie jest pisana każdemu i miłość to nie wymagania tylko poświęcenie. Poza tym, żeby umieć kochać kogoś, trzeba też umieć pokochać samego siebie i wiedzieć co jest dla nas najlepsze. To, że nie zarabiam w chwili obecnej tyle ile bym chciał na rękę to nie znaczy, że jestem niedojrzały. Niedojrzały bym był gdybym zarabiał za mało i kupował rzeczy na które mnie nie stać jak mieszkanie i zamknął sobie drogę na to, żeby móc być niezależny i zarabiać w niedalekiej przyszłości naprawdę dobre pieniądze.
Jeśli ktoś myśli o mnie z tego powodu inaczej i ma wymyślać na mnie jakieś paszkwile to trudno.
Świadczy to o nim a nie o mnie.
I to są święte słowa. Śmieszą mnie tacy wielce dorośli, co dzień po 18 urodzinach już zabierają się za wertowanie ofert mieszkań na wynajem, a potem kończą w 5 osób w jakimś studenckim lokum żeby pokazać, jacy to oni są samodzielni „na swoim”. Potem, kiedy po studiach przyjdzie czas na „poważniejsze” życie, pchają się w kredyt na 20 lat na własne mieszkanie i bidują ze średniej krajowej w korporacji.
Świetny artykuł pod tezę, jednak powiem Panu z mojego 34-letniego doświadczenia życiowego, że to co Pan opisał może występuje ale w naprawdę wielu rzadkich przypadkach. Nie wiem, czy szukał Pan poklasku wśród kobiet, które mają problem z dostrzeżeniem problemu po swojej stronie, czy też pisze Pan z doświadczenia. Ja napiszę z mojego doświadczenia, a nie dla poklasku.
Po pierwsze każdy kawaler po 30-tce jakiego znam nie jest mężczyzną opisanym w tym artykule. Z tych co znam: Jeden odpuścił sobie próby znalezienia miłości bo mimo wyglądu (siłownia, zdrowy tryb życia) był olewany, bo cyt. „mieszkam na wsi pod miastem i mam traktor”, swoją drogą pracuje na dość odpowiedzialnym stanowisku w przemyśle i nie uprawia roli, ale fakt jest faktem, ma na podwórku kury i opiekuje się chorą matką i babcią. Drugi ma pieniądze i co go boli – że każda kobieta z którą się umówił była zainteresowana jego porfelem. Cóż, ten akurat nie ma aparycji szczególnej, ale ma przynajmniej pieniądze bo ma dobre stanowisko i łeb na karku, przez co też to potrafił dostrzec. Ja długo nie potrafiłem. Dawno temu się z nim sprzeczałem odnośnie jego tezy, że taniej niż utrzymanie żony wychodzi chodzenie do „profesjonalistek”. Po latach przyznaję mu rację. Liczyłem to kiedyś. Tak, wychodzi taniej. Trzeci po 8 latach narzeczeństwa kilka miesięcy przed ślubem został wystawiony, bo przyszła panna młoda miała „przyjaciela” na boku. Stwierdził, że kolejnych 8 lat nie będzie poświęcał. Zadatki poprzepadały, a niedoszła panna młoda stwierdziła, że się nie poczuwa do pokrywania jakiegokolwiek kosztu. Czwarty nie wiem co teraz robi, może kogoś znalazł. Wtedy pracował na dwóch etatach, bo ojciec zmarł, a matka nigdy nie pracowała. Wyjechał do UK.
Nie znam natomiast żadnego mężczyzny który pasuje pod przedstawiony przez Pana opis. ŻADNEGO. Żonatych wielu znam. Potwierdza to moją tezę, że jeśli ma się co najmniej dwie rzeczy: 1) pieniądze, 2) wygląd, 3) bajerę – to znalezienie kobiety jest proste. A jeśli ma się tylko jedno z tych to znalezienie żony to jest jak wejście na Mount Everest.
Ja sam 9 lat temu gdy miałem trochę ponad 25 lat poznałem moją żonę. Starszą o 10 lat rozwódkę z dzieckiem. Mam z nią dwójkę moich dzieci.
Wie Pan co musiałem przeżyć, aby ją znaleźć?
1) dziewczyna z liceum 3 lata związku – poszliśmy studiować w różnych miastach. Zapewnienia o miłości z września w październiku stały się słowami „to koniec, już Cię nie kocham”. „Pokochała” innego, który w tym mieście miał mieszkanie. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że gdy studia skończyła i wróciła do swojego miasta, zaprosiła mnie na kawę. Byłem z kimś, nie miałem czasu, odmówiłem. Potem się dowiedziałem, że szybko zmieniła mężczyznę na mężczyznę z mieszkaniem w rodzinnym mieście. Super. Drugie przemyślenie – gdy się z nią w liceum spotykałem to zabiegały o mnie dwie inne dziewczyny, obie o wiele ładniejsze od mojej obecnej, a ja jak głupi nie chciałem mojej dziewczynie sprawić przykrości rozstaniem…
2) Mój wiek 19-21 lata randki przez sympatia.pl – wtopa za wtopą, odrzucenie ponieważ
a) byłem biedny. pracowałem i studiowałem wieczorowo. rodzice wyjechali pracować zagranicę jak byłem dzieckiem i tyle ich widziałem, ekstra, nie? Ja się jeszcze tym chwaliłem, jaki to nie jestem samodzielny, że zarabiam już jakieś pieniądze, studiuję lecz kobiety tylko słyszały „mało zarabia i mieszka z babcią w starym domu”.
b) starałem się być miłym i uprzejmym, więc nie cisnąłem do seksu. Chciałem kogoś najpierw poznać. Mój błąd, traktowałem kobiety tak jak ja chciałbym aby mnie traktowano. Skutek był zawsze ten sam – gdy już byłem pewny, że chcę związku, że coś czuję to słyszałem „lubię Cię jak przyjaciela”, szkoda tylko że jak przychodziło do randki to zwykle ja musiałem stawiać kino czy kawę.
c) nigdy nie byłem szczupły. przez szczupłość rozumiem proporcjonalną sylwetkę, gdyż umówmy się, mając płaski brzuch i 50cm w łydce… wygląda to komicznie. A skąd? Bo nikt mi nie woził tyłka samochodem, jak chciałem gdzieś dotrzeć to miałem rower. Przed 18 rokiem życia dorabiałem fizycznie. Dodatkowo miałem ginekomastię. Bez brzucha wyglądało to okrutnie. Trochę lepiej w późniejszym wieku gdy przytyłem. Natomiast usłyszeć kątem ucha komentarz między dwoma kobietami odnośnie tego jak wyglądam… Ja jakoś nigdy nie komentowałem. Znów mój błąd. Kolega z liceum tak żonę znalazł. Facet który był patentowym chamem o wyglądzie żula, skomentował na 18-tce ładną dziewczynę, że ma „ryj jak niewypał”.
3) poznałem w końcu kobietę, zaczęliśmy się spotykać. Była inna niż wszystkie, miła, sympatyczna, religijna słodka dusza. Dostałem kosza. Czar prysł. Jak w 1) zmiana w relacji do mnie z dnia na dzień w czwartek słyszę „moje słońce, jak dobrze że Cię poznałam”, a we wtorek „wiesz, muszę się nad wszystkim zastanowić”. Czas trwania „związku” (bez seksu) 6 miesięcy. Rok potem na NK widzę że i dzidziuś się urodził…
4) kolejne spotkania i coraz większy dół. Praktycznie chyba do każdej kobiety będącej na sympatia.pl w obszarze 100km ode mnie wysłałem wiadomości. Spotkań coraz mniej. A każde coraz gorsze. Jedna dziewczyna mi się wyjątkowo spodobała i udało mi się ją znaleźć na GG, po paru miesiącach pisania (podchodzącego pod stalking) w końcu odpisała, tak jakoś udało mi się umówić.
5) z powyższą kobieta na pierwszym spotkaniu poszły iskry, zapewne fakt, że sama od siebie zrobiła mi loda, zakochałem się. Była miła i sympatyczna, inteligentna, ładna. Się tak spotykaliśmy, sama też miała problemy emocjonalne i zdrowotne. Chyba dlatego uznała, że potrzebuje „oparcia”. Spotykaliśmy się trochę ponad 2 lata. Choć słowo „spotykaliśmy” jest na wyrost, bo widywaliśmy się rzadko. Raz na miesiąc. Okazało się, że seksu nie mogła uprawiać bo miała pochwicę (sobie wyguglajcie). Już nawet to mi nie przeszkadzało, ważne, że ktoś był… W końcu zaczęła nonstop nie mieć czasu i w końcu ja po trzech miesiącach bez widzenia jej ją rzuciłem. Twierdziła, że mnie kocha itp, ale jak sama to ujęła „skończyłam studia i muszę się wziąć za karierę”.
6) Singiel 24 lata, znów wróciłem na sympatię i powtórka z rozrywki, wtopa za wtopą. Zacząłem reflektować że może coś źle robię, trafiłem na literaturę traktującą o „podrywie”. Zacząłem czytać i się zniechęciłem. Wszystko co było tam opisane było sprzeczne z moimi zasadami i światopoglądem. Próbowałem tak jak zawsze tylko intensywniej, skutkiem czego było kilka spektakularnych odrzuceń na pierwszej randce. Teraz gdy reflektuję to już wiem, że wiek kobiety 23-28 lat to czas poszukiwania kandydata na bankomat. Ja przyjeżdżając zaniedbanym autem na randkę byłem już skreślony. Cóż, nie każdego stać na opłacenie czesnego, jedzenia, samochodu i rachunków z wypłaty z pierwszej legalnej pracy…
7) poznałem dziewczynę, średnio urodziwa, trochę „kształtów”, rodzina nie za bogata, lecz jakoś mieliśmy się ku sobie. Urodziny w tym samym dniu, no jakby magiczne, nie? 6 miesięcy związku, chodzenia za ręce, pocałunków, pieszczot… Lecz seks zawsze odtrącała. Że była w związku, nie jest gotowa, on ją zdradzał. A ja łykałem to jak młody pelikan. Bo kochałem. Aż wyszło, że z jednej strony chciała mnie romantycznie, a z drugiej chciała jeszcze się „wyszaleć”. Mieliśmy burzliwą wymianę zdań i powiedziałem za dużo co sądzę o spotykaniu się z kilkoma mężczyznami naraz, co ona wzięła do siebie bo to po prostu praktykowała, więc dostałem kosza za szczerość. W pewnym sensie może i dobrze, bo teraz jak myślę, to by w końcu ją ktoś zapłodnił, a mi by wmówiła, że to moje, bo byłem zakochany po uszy…
8) wróciłem po tej przygodzie do literatury i uznałem, że to co jest tam napisane jest w jakiejś części prawdą. Zacząłem to stosować na zasadzie „co mi szkodzi?”. Wziąłem kredyt i kupiłem „luksusową furę w skórze”, bo stare i tak się sypało. Gorzej przecież być nie może. W przeciągu kilku miesięcy „zaliczyłem” 8 kobiet, 5 wolnych z portalów randkowych oraz co ciekawe 2 mężatki i jedna panna przed ślubem z kobiet poznawanych „na mieście” – dziwnym trafem na mieście wszystkie zajęte.
Robiłem to w nadziei, że stosując tą taktykę znajdę jakąś wspaniałą kobietę. Taktyka polegała na tym, żeby być z moim odczuciu chamem i generalnie zamiast próbować poznać kobietę to próbowałem dobrać się do majtek na pierwszej randce. Na zasadzie „miłość może przyjdzie później”. A jak nie to trudno.
Efekty tej taktyki przerosły moje oczekiwania. Jak zawsze na randki chodziłem wygolony, wypachniony, to tu czasem szedłem z dwudniowym zarostem i antyperspirantem z rana. Na zasadzie co mi tam. Szczerze byłem przerażony, bo na dobrą metę to połowa spotkań kończyła się na tylnym siedzeniu samochodu. Z pozostałej połowy na drugiej randce. Wszystko co robiłem przeczyło zdrowemu rozsądkowi i logice. Robiłem wszystko przeciwko sobie.
No i się udało. Tak właśnie poznałem moją obecną żonę.
Podsumowując:
z liceum:
1 związek „z seksem”
tysiąc lub nawet ok. dwa tysiące godzin spędzonych na szukaniu kobiet z czego wynikły:
3 związki „bez seksu”
kilkadziesiąt, jeśli nie ponad sto godzin spędzonych w wojewódzkiej galerii handlowej:
3 relacje stricte seksualne
kilkadziesiąt, jeśli nie ponad sto godzin spędzonych na szukaniu kobiet z czego wynikły:
3 relacje stricte seksualne
1 związek „z seksem”
1 związek zakończony małżeństwem
Szczerze, to straciłem niesamowitą ilość czasu na kobiety w moim życiu, który mógłbym spożytkować o wiele produktywniej. Byłbym w kompletnie innym miejscu mojego życia.
Zatem na bazie moich doświadczeń stawiam inną tezę – być może ludzie, którzy widzą 30+ letnich mężczyzn będących singlami nie potrafią dostrzec, że takowi mogą mieć po prostu dosyć kobiet. Bo ja wielokrotnie chciałem dać już za wygraną, po każdym kolejnym koszu który otrzymywałem. Gdyby nie fakt, że chciałem mieć normalną rodzinę, której ja nie miałem to bym nawet pewnie nie próbował, bym przestał po kolejnej wtopie, czy po kolejnym tysiącu wysłanych wiadomości na sympatii. Niestety Panie Piotrze – nie wszyscy mężczyźni są przystojni, z kasą i wygadani. Ja nigdy nie byłem. I realnie jak piszę wyżej – mogłem spożytkować czas o wiele produktywniej. Po prostu trzeba się było pogodzić z faktem, że jestem w grupie 80% mężczyzn, którzy muszą się starać.
Tym miłym akcentem kończę. A Pan niech się poważnie stuknie w beret bo pisanie o rzadkich przypadkach tzw. „Piotrusiów Panów” pomijając te najczęściej spotykane powody bycia singlami jest nierzetelne. Ja z punktu widzenia żonatego mężczyzny absolutnie rozumiem dlaczego wielu mężczyzn jest wiecznymi kawalerami i powiem szczerze wcale mnie to nie dziwi.
Artykuł wyraźnie pisany pod sfrustrowane panie, które szukają sposobu by na kogoś zrzucić swoje porażki życiowe.
W końcu drogie panie zrozumiecie, że się mocno przeceniacie i nie jesteście takimi skarbami jak się wam wydaje. Szkoda, że żadne słowa wam tego nie uświadomią i dopiero zderzenie ze Ścianą przyniesie bolesne objawienie… ale wtedy będzie już za późno.
Są tacy mężczyźni i jest to wina rodziców że tak wychowali swoje dziecko. Nie uważam żeby mieli trudniej/ łatwiej znaleźć miłość ale tacy ludzie istnieją i niestety rodzice są temu winni. Niezaradni i nieporadni życiowo zarówno są to mężczyźni jak i kobiety.